Tak naprawdę to już nas nie powinno tutaj być… Skończyły się nasze wizy w paszportach a w biurze imigracyjnym (gdzie udałem się kilka dni przed upływem ważności poprzednich) odmówili nam ponownego przedłużenia i powiedzieli, że musimy opuścić wyspę!
Trochę mnie zmroziło, bo byliśmy pewni, że nie będzie problemów… Możemy później wrócić na Jamajkę i dostaniemy wizy na nowo ale najpierw musimy zdobyć w paszporcie pieczątkę z innego kraju. Przypomina mi to sytuacje z Curaçao, kiedy – z identycznych powodów – jednego dnia rano wskakiwaliśmy do samolotu na Arubę, by tam napić się kawy na lotnisku i po zdobyciu pieczątek w paszportach jeszcze tego samego dnia wracaliśmy na Curaçao. Szybko, skutecznie ale niestety nie najtaniej.
No cóż, nie chcemy oczywiście definitywnie rozstawać się z Jamajką, nie chcemy też wydawać na bilety lotnicze więc pożeglujemy w siną dal i będziemy robić wszystko, żeby tu wrócić i dokończyć dzieła.
Jesteśmy teraz na Antylach Większych i jako nasze destynacje wchodzą w grę tylko Kuba albo Hispaniola – dwie największe obok Jamajki wyspy na Morzu Karaibskim.
Najbardziej chcielibyśmy dostać się na Ile a Vache – idylliczną wysepkę u wybrzeży Haiti, w zachodniej części Hispanioli ale świadomość wciąż szalejących na Haiti epidemii skutecznie nas odstręcza – szczególnie, że musielibyśmy jeszcze pozałatwiać drogie szczepienia, których nigdzie indzie w sumie nie wymagają.
A więc KUBA! „Wyspa jak wulkan gorrrrąca”!
Po pierwszej fali zaskoczenia, że musimy opuścić Jamajkę, przyszła druga fala – ekscytacji z perspektywy odwiedzenia Kuby. Przyszły też następne fale, trzecia przyniosła rozczarowanie wysokimi wynikami naszych poszukiwań w Internecie czyli kosztami „oclenia się” w kraju oraz mariny czy nawet kotwicowiska! Wszystko co jest przeznaczone dla cudzoziemców jest 24 – 25 razy droższe, niż ceny dla Kubańczyków, co również czyni Kubę krajem 4 razy droższym od Polski!
Przyszła i czwarta fala sycząc i pieniąc się obwieściła o problemach z silnikiem. Świetnie! Akurat teraz, kiedy nagle się dowiadujemy, że musimy spadać, kiedy wiadomo, że będzie trzeba „piłować” na wschód pierwsze 40 mil wzdłuż Jamajki i silnik – nawet takie skromniutkie 12 koni – to czasem wielka pomoc. Szczególnie, gdy prąd jest przeciwny a morze niespokojne, co tutaj jest stanem permanentnym. Żeby zilustrować, przypomnę nasz rejs na Bequia dwa lata temu, kiedy to dystans, jaki większy jacht ze sprawnym silnikiem pokonuje w trzy i pół godziny - nam przyszło z powodu „braku” silnika żeglować przez 23 godziny, walcząc z prądem oraz zafalowaniem i wiatrami z kierunku w którym zmierzaliśmy… Kotwicę w „Amiralty Bay” rzuciliśmy o 7 rano, manewrując po kotwicowisku na żaglach, aż pod samą plażę z palmami. Ech, przypomniały mi się czasy dokowania w gdyńskim basenie jachtowych podczas manewrówki na sternika… Halo, Ziemia!
Tak więc awaria - dwojakiego rodzaju na dodatek, bo przecież nieszczęścia chodzą parami. Do rozszczelnienia układu wydechowego doszły problemy z przegrzewaniem się lub raczej złymi odczytami na wskaźnikach… I NIE wspomnę tu także o ponownym strajku startera! Następna fala zaniosła mnie najpierw do lokalnych „specjalistów” w Port Royal a później do Kingston. Okazuje się, że są tu na wyspie przynajmniej dwa sklepy z akcesoriami dla jachtingu i boatingu, o czym nie wspomina żaden z przewodników dla żeglarzy. Udało się! Wszystkie awarie naprawione! To fala radości i satysfakcji!
Tylko, że właśnie nadszedł czas kiedy nasze wizy się skończyły a niestety zgrało się to z rozpoczynającym się właśnie kilkudniowym okresem silnych przeciwnych wiatrów, których nie jest w stanie „uciszyć” nocna bryza tworzona przez ogromną wyspę a morze robi się na tyle wzburzone, że lokalni rybacy nie wychodzą na połowy z zatoki. Kolejna fala rzuciła mnie przed oblicze tutejszych oficjeli z biura imigracyjnego oraz celników. Na szczęście okazali się być bardzo wyrozumiali i – jak ostatecznie wynikło z naszej miłej rozmowy – pieczątka w paszporcie to jedno ale wyganiać nas w morze w taką pogodę nikt się nie będzie. Tak więc stoimy na kotwicy jak staliśmy, nie wypuszczamy się za daleko i wyglądamy jakbyśmy cały czas byli gotowi do drogi… i wypatrujemy dobrej pogody, bo przecież tak naprawdę, to już nas nie powinno tutaj być…
P.S. Niedawno na Waszą prośbę umożliwiliśmy umieszczanie komentarzy na stronie bez konieczności logowania się do jakichkolwiek serwisów.
Bardzo dziekujemy za wszystkie komentarze, zawsze sprawiają nam ogromną przyjemność ale BARDZO WSZYSTKICH PROSIMY O ICH PODPISYWANIE! Anonimów nie będzeimy publikować!
Bardzo dziekujemy za wszystkie komentarze, zawsze sprawiają nam ogromną przyjemność ale BARDZO WSZYSTKICH PROSIMY O ICH PODPISYWANIE! Anonimów nie będzeimy publikować!
1 komentarz:
Tyle przeciwności w krótkim czasie!!!, ale jesteście przecież OPTYMISTAMI i REALISTAMI!!!
Wiele pozytywnej energii,ciepłych pozdrowień i buziaki.
Prześlij komentarz