31 stycznia 2011

Ciekawe czy wiecie jak wyglądają w życiu żeglarzy niektóre banalne – zdawałoby się – czynności. Dajmy na to pranie. U nas ostatnio było tak:

Minęło już chyba z sześć tygodni odkąd robiliśmy pranie na Curacao i nadszedł czas rozpoznać temat tutaj, w Port Royal. Na pewniaka poszliśmy do pobliskiego hotelu, zawiadującego także mariną, w której zostawiamy bączka. Cóż, rzeczywiście  jest możliwość wyprania ubrań w ramach hotelowego  „room service” tylko oczywiście według całkiem przyzwoitych cen typu: lewa skarpetka 6 dolarów, prawa skarpetka 6 dolarów, koszula 6 dolarów, spodnie 6 dolarów itd. Te dwa wory prania, które mamy zgromadzone, kosztowały by całkiem abstrakcyjną kwotę, takie rozwiązanie nie wchodziło zatem w grę. Trzeba było zasięgnąć języka w miasteczku. Pani w sklepie spożywczym powiedziała, że była taka jedna pani co robiła pranie dla innych ale jej mąż był bardzo zazdrosny więc musiała przestać… cóż, nie zagłębiając się w kulisy sprawy, pani sprzedawczyni uprzejmie poinformowała mnie o pralni publicznej w najbliższym miasteczku - Harbour View. 40 minut autobusem i już jestem na miejscu. 
Przez następne pół godziny krążę po okolicy, obładowany jak  wielbłąd i wypytuję o pralnię. Aż wreszcie znalazł się ktoś kto wiedział, że tu kiedyś faktycznie BYŁA pralnia… No to gdzie jest ta najbliższa czynna? W następnym najbliższym miasteczku, to już w zasadzie część Kingston. Kolejne 30 minut autobusem i już wyskakuję pod pralnią chemiczną, która świadczy także usługi prania tradycyjnego ale tylko w komplecie z suszeniem, prasowaniem i składaniem i to za jedyne pół miliona dolarów… czy jakieś tam inne 25 dolarów US za małą paczkę. A następna pralnia w okolicy??? Północne Kingston. NIE! Dzisiaj już nie dam rady! Nie dojadę tam przed wieczorem, lepiej już wracać na jacht… 


Następnego dnia rano, przypuściliśmy z Patrycją szturm na autobus miejski linii 98 by następnie po godzinie przesiąść się na pętli autobusowej w centrum Kingston do linii 500, która zabierze nas na 40 minutową przejażdżkę do New Kingston na inna pętlę. Stamtąd już tylko 20 minut na piechotę i po lewej stronie znajdujemy pralnię :). Załadowaliśmy 3 pralki i wyszliśmy poszwędać się po okolicy w międzyczasie. Nie wiedząc o niej nic, poza tym, że nie jest to jeden z zakazanych rejonów Kingston, skręciliśmy w pierwszą lepszą boczną. Już po 150 metrach zobaczyliśmy skupisko trójkolorowych turbanów. Zaczepili nas oczywiście, gdy przechodziliśmy i po chwili znaleźliśmy się na terenie studia nagraniowego Rekord Productions, wokół którego skupiło się  kilkunastu młodych artystów, przesiadujących tu ze swoimi „demówkami” na CD i czekających na kogoś kto przyjdzie z nimi pogadać i się nimi zainteresuje, weźmie CD, zaprosi na koncert lub zaproponuje kontrakt… 
Ras Bogle
Cóż, nie podpisaliśmy tym razem z nikim żadnych papierów ale ciekawie sobie ze wszystkimi porozmawialiśmy. Po odebraniu prania, 20  min piechotką na dworzec autobusowy (to mokre pranie, choć nie zwiększyło na szczęście swojej objętości, przybrało poważnie na wadze…), potem autobusem 500 do końca na inna pętlę 40 minut  i potem już 98 szybciutko, godzinkę  prosto do nas (…) Teraz już tylko rozwiesić pranie do suszenia na wszechobecnych linkach porozciąganych przez Patrycję na całym jachcie i modlić się, żeby w nocy nie padało… 

5 komentarzy:

leo828 pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=xHCsf3pso3g

ATW Project pisze...

Uwielbiam to! POSITIVE thinking :)

Unknown pisze...

Fajna historja. Zapomniales jednak napisac ile wkoncu te pranie kosztowalo ;)

ATW Project pisze...

@Michal
ostatecznie w sumie 12 biletow autobusowych w ciagu tych 2 dni kosztowalo tyle samo co pranie. Za wszystko zaplacilismy jak za dwie pary skarpetek ;)

ATW Project pisze...

...wypranych w hotelu, czyli 24 dolary USD

Patronaty...