Czy u Was też codziennie jeszcze strzelają petardy i fajerwerki? To co dzieje się na Curacao przekroczyło nasze oczekiwania.
Zacząć by trzeba od tego, że już grubo przed Świętami, co wieczór niebo nad płaską w sumie wyspą rozbłyskało co i rusz, a z zewsząd słychać było odbijające się huki. Im bliżej Sylwestra, tym większa częstotliwość wybuchów. 31 grudnia już od rana strzelały fajerwerki, aż dziw że przyszło im do głowy marnować je w biały, słoneczny dzień – oprócz dźwięku można było zobaczyć tylko „dymki na niebie”… Chyba co poniektórym już zaczęły puszczać nerwy, bo te same petardy w nocy wyglądają naprawdę wspaniale.W sylwestrowy wieczór, który spędziliśmy z naszymi znajomymi Annemike i Timo, już od 20:00 podziwiać można było wokół wspaniałe pokazy sztucznych ogni, to nieprawdopodobne, tutaj prawie nikt nie czekał na północ :)) Apogeum wypadło oczywiście na czas pomiędzy 23:30 a 01:00, ale 24-tą trudno było rozróżnić :)) Ci to mają temperament!
O szóstej rano obudziła nas seria z karabinu maszynowego, jak najpierw myśleliśmy, okazało się na szczęście że to tylko ciąg dalszy sąsiedniej imprezy nieopodal na brzegu, sztuczne ognie na przywitanie słońca :) Tu panuje tradycja, że nowy rok trzeba przywitać balując aż do wschodu słońca. Pierwszy stycznia to petardy strzelane przez cały dzień, a wieczorem znów wspaniałe popisy sztucznych ogni, wybuchających nad wszystkimi częściami wyspy. Z kotwicowiska w Spanish Water możemy podziwiać „pokazy sił” ekip z prawie połowy wyspy :) Drugi stycznia, praktycznie bez zmian :) No może tylko już bez takiej pobudki… Wieczorem inni sąsiedzi na brzegu, dosłownie 150 metrów od nas, wykonali kawał pięknej roboty, prezentując bardzo zróżnicowany i imponujący szoł ;), cóż, dziś już trzeci stycznia i wyraźnie widać ze zapasy amunicji już się kończą, nie znaczy to bynajmniej, że panuje cisza… sam nie wiem, czy oni to jeszcze dokupują, czy po prostu nie zdążyli wszystkiego wystrzelać wcześniej. Tak czy inaczej jest wesoło i teraz już mamy większe pojęcie dlaczego Curacao słynie także z najdłuższego na całych Karaibach karnawału :))
A jeszcze wracając do minionych dni, to były one szczególne dla nas z wielu względów: to pierwsze święta „na swoim”, kiedy to nie byliśmy akurat w pracy w czarterach czy na innych cudzych jachtach. Mamy prawdziwą choinkę, setkę białych lampek w kokpicie, a teraz najlepsze: Pati nakisiła kapusty a potem zrobiła z niej mistrzowski bigos na Święta! Polski bigos! W zasadzie polsko-japoński, bo w zastępstwie borowików były japońskie grzyby suszone.
Ale i zupa grzybowa wyszła na nich znakomicie, była też kapusta z grzybami, i ryba po grecku, i fasola Jaś, i kotlety mielone, i pieczeń, i kompot z suszonych śliwek, a na dodatek piernik upieczony uwaga – W GARNKU.
Na wigilię
mieliśmy jeszcze zapas opłatka z Polski, zalewałem się łzami ze śmiechu, bo wyglądał jak szwajcarski ser, ale to już inna historia :)
Na Pasterkę wybraliśmy się z naszymi znajomymi do kościółka na otwartym powietrzu. Muszę powiedzieć, że poczuliśmy niedosyt, bo to była protestancka msza i nie było nawet szopki…
Dziś zakończyłem montaż radia SSB (dostalismy je w 2008 jeszcze w Trynidadzie od znajomego polskiego żeglarza - Józka
Dzieki serdeczne!!!) wraz z tunerem antenowym (ten z kolei dostaliśmy ostatnio z sąsiedniego jachtu). Pierwsze odpalenie i szybkie przeskanowanie kanałów, i trafiliśmy na prognozę pogody transmitowaną z Waszyngtonu, akurat dla rejonu Hawajów… Bosko! Znaczy, że działa :)
Patrycja podziałała na stronie EkoFonu i od dziś wszystkie podkasty zostały również poszeregowane według kategorii, wkrótce pojawią się tam nowe pozycje, tymczasem możecie sprawdzić, czy na pewno słuchaliście już wszystkich, które Was interesują ;) Strona główna Ekofonu TUTAJ.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz