21 września 2010

Zapraszamy do wysłuchania długo wyczekiwanego – mam nadzieję, że nie tylko przez nas ;) – podkastu o niezwykłych jachtostopowiczach z Polski. W skrócie opiszemy także co wydarzyło się u nas od czasu kiedy do Ojczyzny wrócił Kpt. Jerzy Radomski, a my wróciliśmy do normalnego życia, szczęśliwi, że cała tak akcja powitalna tak pięknie się udała…
Pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że na sąsiednim kotwicowisku stanął jacht z polską załogą. 

Piękny, dzielny, stalowy, długi na ponad dwanaście metrów slup, gościł na pokładzie parę polskich podróżników – Anię i Krzyśka. Na śródokręciu, po obu stronach jachtu stały przywiązane, szczelnie zawinięte w folie rowery…

Wkrótce, po raz pierwszy gościliśmy na YouYou  polską parę podróżującą jachtostopem! 
Dowiedzieliśmy się, że silnik od ich pontonu odmówił posłuszeństwa i kapitan szuka mechanika w okolicy. Ostatecznie silnik trafił do naprawy i wyglądało na to, że przez najbliższy tydzień cała załoga „This Side Up” będzie uwięziona jachcie (no dobra, są przecież jeszcze wiosła!).  
Jako, że w tym okresie przebywaliśmy z Patrycją poza domem przez większość dni, zaproponowaliśmy, aby Ania z Krzyśkiem używali „Bequia Pride” do komunikacji z lądem.

I już od następnego ranka, codziennie  podpływała do nas „taksówka wodna”, którą nasi nowi znajomi podrzucali nas na brzeg a popołudniem przywozili z powrotem na YouYou. Wieczorami zaś Ania i Krzysiek serwowali specjały polskiej kuchni! Były i wspaniałe pierogi ruskie 

i niezapomniane kopytka! 

Wspólne posiłki i opowieści o podróżach wypełniały znakomitą część wieczorów.
Posłuchajcie w co opowiedzieli nam Ania i Krzysiek o swoich doświadczeniach z jachtostopem (więcej zdjęć z ich rejsów w EkoFonie)!
Posłuchaj on-line:


Pewnej niedzieli wybraliśmy się samochodem na przejażdżkę po wyspie. 

Cóż to był za dzień! Nasz stupięcioletni wynajęty Nissan Sunny z przerdzewiałym na wylot dachem, przewiózł nas po największych wybojach północnego, malowniczego wybrzeża Curacao. Droga – nazwijmy to umownie – nie była zbyt często używana a jeśli już to raczej przez samochody terenowe ale na pewno nie przez takie stare gruchoty jak nasz. 

W pewnym momencie myśleliśmy nawet, że to już koniec wycieczki (kolejne lekkie zahaczenie podwoziem, no dobra, tym razem zawieszeniem, i ta kierownica tak jakoś strasznie zaczęła wariować i coś jeszcze sworznie zaczęły skrzypieć i ogólnie to już się zastanawiałem jak wytłumaczyć kierowcy pomocy drogowej gdzie nas szukać na tym odludziu… 




No ale pozytywna energia emanująca całą parą z czterech osobników skutecznie odpędziła jakiegokolwiek pecha. Kąpiele w kałużach przepłukały błoto z podwozia, wszystkie podejrzane dźwięki i ruchy ustały  i mogliśmy bezpiecznie kontynuować wycieczkę.
W programie mieliśmy: lunch na skałach „Boka Pistol” (jednej z pięciu zatok parku krajobrazowego Shete Boka), 

zwiedzanie pozostałych zatok, odwiedziny księdza Mariana w parafii Barber (tym razem skucha – nikogo nie zastaliśmy), 

oraz „snorkowanie”, czyli pływanie w płetwach z maską i rurką, i podziwianie podwodnego życia w wodach dwóch zatok na zachodnim krańcu wyspy. 


W drodze powrotnej wybraliśmy się na polowanie na flamingi. Z aparatami oczywiście :)) To znaczy Ania z Krzyśkiem mieli prawdziwy aparat a my tylko naszą małpkę ;) 

Pięknym zwięczeniem dnia była wizyta u Gabrysi i Zdzisia, niemal polskich ambasadorów na Curacao :) 

Zabrali nas potem do klubu na plaży i pokazali jak wygląda „gorączka niedzielnej ;) nocy” na wyspie. 


To był zwariowany, beztroski dzień bez planów i problemów, za to pełen niespodzianek :) 
Trzy dni później, nasi nowi znajomi podpłynęli naprawionym już pontonem by się pożegnać, 

jako że ich kapitan podjął decyzję by ruszać dalej w rejs, ku wybrzeżom Kolumbii (Ania i Krzyś prowadzą stronę internetową www.rowerami.info na której oprócz sprawozdań z podróży znajdują sie przepiękne zdjęcia Krzyśka). Wróciliśmy więc do normalnego życia na YouYou – czytaj: praca tu , praca tam, praca, praca, praca… ale tez mnóstwo radochy :) 


Na przykład zrealizowaliśmy projekt pod tytułem „spanie w kokpicie”. W bezwietrzne noce, kiedy w naszej kabinie dziobowej  robi się nieco duszno (pogoda tutaj jest raczej przewidywalna: +32 C w dzień i +26 C w nocy przez niemal cały rok na okrągło), rozkładamy konstrukcje w kokpicie, na niej świeżo skrojone z gąbkowych skrawków materace (Pat uszyła do nich na biegu pokrowce) i mamy dodatkowe łoże na świeżym powietrzu. Co więcej, gdy jest bezchmurnie lub księżycowa noc, zdejmujemy zadaszenie i śpimy pod gołym niebem…. Wspaniałe!
Wkrótce po wyjeździe Ani i Krzyśka, odwiedzili nas znajomi ze szwajcarskiego jachtu Iron, kotwiczącego nieopodal. 
Olivier z córką Joy


Joy i mama Patrycja


To wspaniała rodzinka (kolejna już spotkana przez nas po drodze) podróżująca razem na jachcie własnoręcznie budowanym z  mozołem przez wiele lat… Dreams come true!
Kilka dni później na nasze kotwicowisko trafiła Klara – nasza nowa sąsiadka :) 


To ta sama dziewczyna, której niedawno towarzyszyliśmy w pierwszym w życiu jachtostopie! (fotorelacja TUTAJ)
A na koniec ciekawostka: spacerując po pobliskiej marinie, znaleźliśmy takiego  oto dziwoląga. Czy ktoś ma jakieś pomysły jaki typ ożaglowania prezentują poniższe zdjęcia??









2 komentarze:

Unknown pisze...

Bardzo fajny podcast. Myślę właśnie intensywnie o podróżach - dużo ciekawych informacji.

udanych podróży!
szymek

ATW Project pisze...

@ botchniaque
Dzięki Szymek! Od intensywnych rozmyslań zawsze się zaczyna ;) Jak stare przysłowie pszczół mówi " Dobrze zacząć to połowa sukcesu" . Życzymy powodzenia w planowaniu i realizacji marzeń! Którą drogą ruszasz?

Patronaty...