Chyba już możemy zdradzić sekret, co zaprzątało nasze umysły ostatnimi dniami :) I nie mówię tu tylko o prezentowanym dzisiaj video…
Dziś, 1 marca w osiemnastowiecznym forcie „Fortchuch” u wejścia do zatoki Sint Annabaai w centrum Willemstadu, odbędzie się wielki koncert z okazji 200 urodzin Fryderyka Chopina. Wspominaliśmy już kilka tygodni temu o zaskakujących nas wtedy związkach Chopina i Curacao. W między czasie wiele się dowiedzieliśmy nauczyliśmy, poznaliśmy lokalną twórczość oraz Artystów.
Na Curacao przygotowania do wielkiego jubileuszu, trwały już od wielu tygodni. Dziś wieczorem kulminacja – w murach historycznego kościoła, popłyną dźwięki mazurków, polonezów, będą tez walce, etiudy i scherza. To wszystko przeplatane listami Chopina, czytanymi przez dwóch narratorów w języku angielskim. Na fortepianie zagra maestro Harold Martina a wprowadzenie, również w języku polskim, wygłosi nasza rodaczka, żyjąca i tworząca na Curacao, artystka Jolanta Pawlak.
Temu wielkiemu wydarzeniu poświęcimy obszerniejszy materiał wkrótce. Póki co jesteśmy już bardzo podekscytowani nadchodzącym koncertem. Z tej również okazji, postanowiliśmy świętować urodziny Patrycji nie 28 lutego lecz 1 marca, jako że w tym roku akurat nie ma 29 lutego :)) Przez ostatnie dwa tygodnie byliśmy w tym samym wieku ;) A przy okazji, wyobraźcie sobie, że Patricia z m/v Vreeland (pamiętacie ostatnie wideo?) również urodziła się 29 lutego, zabawne :)
Znacznie mniej zabawne było odkrycie ogniska rdzy na naszym jachcie… Okazało się, że w wyniku nieszczelności malutkiego bulaju, skorodowała blacha w jego okolicy. Skorodowała to delikatnie ujęte. Zżarło. Nie ma.
Jak nie ma, to trzeba zrobić żeby była. Wyciąć stary element i przygotować nowy w jego miejsce.
No cóż, żyjemy na jachcie, w bardzo „agresywnym” środowisku. Jacht nieustannie narażony jest na korozję, szczególnie z powodu słonej, morskiej wody. Ta sama woda, jako przewodnik napięć elektrycznych jest również powodem rozmaitych „sytuacji” związanych z elektrolizą, zachodzącą pomiędzy różnymi metalami użytymi na jachcie. Dodajmy do tego niezmordowane skorupiaki, uparcie szukające miejsca na dom i zakładanie rodziny na zanurzonej części kadłuba jachtu i na spodzie bączka. Skorupiakom towarzyszą zielone glony, szczególnie aktywne tuż przy linii wodnej. Na szczęście jak jest zbyt upalnie, prawdziwą ulgę przynosi wyskoczenie za burtę, do przyjemnie ciepłego morza. Regularne zabiegi z plastikowa szpachelką w ręku, pozwalają utrzymać kadłub w należytym porządku. Ale nie jest łatwo…
Całkiem niełatwo poszło też z wymianą okna w kingstonie. Głównie z powodu braku dostatecznej ilości energii, do uruchomienia spawarki. Pierwsze podejście zrobił Ray z niemieckiego jachtu Elsa, również stalowego. Przypłynął do nas pontonem z generatorem i spawarką.
Niestety okazało się ze mamy za grube elektrody. Ogłosiłem na UKF-ce, że poszukujemy cieńszych. Z ratunkiem przyszła załoga francuskiego jachtu kotwiczącego nieopodal. Niestety, pomimo zmiany elektrod, generator nie był w stanie „uciągnąć” spawarki, i co i rusz wyskakiwał bezpiecznik. Taka sama sytuacja miała miejsce z przywiezionym od Timo, trochę większym generatorem. Nasza Honda również nie podołała zadaniu… Skończyło się na „przyłapaniu” nowego elementu we właściwej pozycji i we właściwym miejscu.
Wczoraj inny znajomy z jachtu oddalonego może o kilkaset metrów, przypłynął do nas wspaniałą szalupą ratunkową, pełniącą teraz rolę łodzi dostarczającej świeżą wodę do kotwiczących jachtów.
Jo przywiózł ogromny generator i nieco mniejszą spawarkę. Cała robota zajęła godzinę.
Przypomniały mi się naprawy na Czarnym Diamencie, które wykonaliśmy z kapitanem Jurkiem Radomskim w Czarnogórze. Tam utwierdziłem się w przekonaniu, że stal to najlepszy materiał na jacht. No jeszcze tylko koniecznie muszę nauczyć się spawać! Patrycja już poznała podstawowe tajniki konserwacji i obróbki stali, jak na kobietę przystało :)
A skoro jeszcze o stali mowa, trzeba mieć stalowe nerwy żeby nakręcić taki film jak prezentowany poniżej. Dobrze że ja już spałem jak się to wydarzyło ;) Patrycja zaprosiła na wieczorną ucztę całe stado nietoperzy owocożernych.
Jakiś czas temu usłyszeliśmy od innych żeglarzy o uwielbiających banany nietoperzach, buszujących nocami w okolicy w poszukiwaniu pokarmu. Kilka dni później, również i my zauważyliśmy, że „coś” podskubywało nasze banany i słyszeliśmy przez sen furkot skrzydełek… Następnego wieczoru, przygotowaliśmy sobie horror show ;) Położyliśmy na wpół otwartego banana na kabinie rufowej i rozsiedliśmy się w wygodnie kokpicie, z kubkami gorącej kawy w reku. Już po kilku sekundach pojawił się pierwszy nocny gość. Zanim zbliżył się do owocu zataczał początkowo wielkie kręgi. Z pozoru nieśmiało, skutecznie za każdą kolejną próbą „wydziobywał” kawał słodkiego miąższu. Wkrótce zjawili się także współtowarzysze. Jeden za drugim, jak ustawione w powietrznej kolejce, napierały na znikającego w z każdą sekunda banana… Ale to, co Patrycja nakręciła następnej nocy, zaskoczyło nawet mnie! Zresztą sami zobaczcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz