Głównym wydarzeniem ubiegłych dni zdecydowanie było nadejście karnawału na Curacao. W zasadzie karnawał trwa tutaj już od początku roku, jednak to jego kulminacyjny moment – PARADY ULICZNE :)
Kilka dni temu odbyła się karnawałowa parada dzieci na którą niestety nie mogliśmy się wybrać. Za to wczoraj i dziś mieliśmy więcej szczęścia. Oczywiście zabraliśmy aparat fotograficzny (niestety wciąż wszystkie zdjęcia robimy tak zwaną „małpą”, gdyż nie udało nam się reanimować nieodżałowanego Lumix-a Z30) oraz Patrycji „nagrywacz” dźwięków, i udaliśmy się publicznym transportem na północną część wyspy, do miejscowości Barber. Trasa autobusu tym razem została skrócona, gdyż główne ulice zamknięto dla ruchu kołowego.
Kilka dni temu odbyła się karnawałowa parada dzieci na którą niestety nie mogliśmy się wybrać. Za to wczoraj i dziś mieliśmy więcej szczęścia. Oczywiście zabraliśmy aparat fotograficzny (niestety wciąż wszystkie zdjęcia robimy tak zwaną „małpą”, gdyż nie udało nam się reanimować nieodżałowanego Lumix-a Z30) oraz Patrycji „nagrywacz” dźwięków, i udaliśmy się publicznym transportem na północną część wyspy, do miejscowości Barber. Trasa autobusu tym razem została skrócona, gdyż główne ulice zamknięto dla ruchu kołowego.
Już po drodze w Willemstadu, dosiadali się pasażerowie bądź ubrani odświętnie bądź lekko poprzebierani, te „prawdziwe” stroje ujrzeliśmy już wkrótce… I zrobiły na nas piorunujące wrażenie!
Spędziliśmy kilka godzin wśród wirujących kolorowych postaci, roześmianych twarzy i niemal ogłuszających dźwięków tumby. Potężne sound systemy zainstalowano na platformach - naczepach od ciężarówek.
Niektóre platformy zamiast DJ-ów stojących za tonami wzmacniaczy i kolumn, gościły „na pokładzie” żywych muzyków, niekiedy całkiem nawet pokaźne grupy.
Jedni i drudzy dawali z siebie wszystko i wyciskali ostatnie soki z ogromnych głośników skierowanych wprost na podążające za platformami grupy tancerzy. Korowód kilkudziesięciu ciężarówek poprzeplatamy podążającymi za mini roztańczonym tłumem, wolno posuwał się naprzód całą szerokością ulicy. Po jej obydwu stronach, gęsto zgromadzeni, wspólnie bawili się gospodarze okolicznych domów i przedstawiciele różnych narodów, kolorów skóry i wyznań. Bez względu na podziały klasowy czy finansowe, w karnawale wszyscy biorą udział na równych zasadach, jest to szczególny czas kiedy znikają wszelkie granice a liczy się tylko radość, taniec, muzyka i wspólna zabawa.
Na szczęście dla tańczących ale ku strapieniu fotografów, nie tylko nie mieliśmy pięknego, ostrego słońca ale po niebie ciężko sunęły szare chmury, strasząc deszczem.
Oczywiście nie mąciło to spokoju wszystkim świętującym, ja zaś uznałem że ze zdjęciami poczekam na dzień następny. Nakręciliśmy natomiast kilka filmików, które po połączeniu z resztą materiału chcielibyśmy opublikować jako następne video.
Uwieńczeniem wieczoru była wizyta u polskiego księdza, Mariana Cięciwy, który od wielu lat opiekuje się tutejszym kościołem
i swoimi karaibskimi owieczkami. Trafiliśmy tam dzięki Jolancie Pawlak i jej rodzicom, którym towarzyszyliśmy podczas ulicznej fiesty. Ksiądz Marian zaprosił nas na grillowanie w ogrodzie plebanii.
Spotkaliśmy tam Więcej Polaków i naprawdę zapomnieliśmy, że znajdujemy się tak daleko od domu. Dziękujemy serdecznie za gościnę!
A skoro o Polakach mowa, kilka dni temu spotkaliśmy polskiego żeglarza, Janusza.
Jego jacht, s/y Wereda, stoi zacumowany w Marina Curacao.
Spędziliśmy przemiłe popołudnie,
wieczór
a rozmowy przeciągnęły się aż do rana. Już się umawiamy na wspólnego nurka ;) Janusz również ma swoją stronę i naprawdę świetnie pisze, zapraszamy na www.wereda.com
Wracając do karnawału, dziś dołączyliśmy do świętujących już wczesnym rankiem. Dzięki temu mogliśmy przyglądać się jak za kulisami trwają przygotowania do zbliżającej się Parady Głównej.
Zanim jednak znaleźliśmy się w centrum wydarzeń, spotkaliśmy jeszcze jednego polskiego księdza, Jana Typę. Opiekuje się on ślicznym kościółkiem na wzgórzu z widokiem na okolice Santa Maria, miejsca gdzie rozpoczęła się dzisiejsza parada. Jej trasa, długa na około 9 kilometrów, kończyła się w centrum Willemstadu.
Żeby nie zejść śmiertelnie z głodu, zajadaliśmy się Lumpiami, rodzaj krzyżówki pomiędzy krokietem a sajgonką.
Przysmak bardzo popularny na wyspie mimo, że pochodzi z odległych Chin i Indonezji.. Doskonale smakuje „pod piwo” :)
W naszej nowej galerii przedstawiamy dzisiejsze zdjęcia, życzymy miłego oglądania! Pamiętajcie jednak, że tutejszy karnawał różni się znacznie od tego w Rio, przede wszystkim nie ma tu tak dużo nagości, którą zastępuje wszechobecny śmiech i zabawa dla każdego… i na całego :)
Tak wyszło, że w tym roku moje urodziny wypadły 14 lutego. Pięknie dziękuję wszystkim za pamięć i wspaniałe życzenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz