23 kwietnia 2011

Przesyłamy wszystkim serdeczne życzenia wesołych Świąt Wielkiej Nocy oraz moc pozytywnej energii z Port Royal na Jamajce!
Katedra w Santiago de Cuba

Zanim opiszemy Kubę, jaką udało nam się przeżyć i doświadczyć w ciągu ostatnich zaledwie kilku dni, chcieliśmy zwrócić uwagę na pewien ciekawy fakt:

Pierwszy raz od początku podróży (a za miesiąc już piąta rocznica!)  zdarzyło nam się spotkać w jednym miejscu tak wielu młodych żeglarzy i to nie tylko jako załogi innych jachtów ale przede wszystkim jako ich właściciele.

Pierwszymi napotkanymi na Kubie młodymi żeglarzami byli Manuel i Marins. 
Marins i Manuel z tatą
Manuel urodził się w Polinezji Francuskiej kiedy to jego rodzice podróżowali jachtem po Oceanie Spokojnym. Marins urodził się już w Szwajcarii ale też go ciągnie na morze. Żeglowali z rodzicami przez ostatni rok i właśnie wszyscy wracają pięknym, rodzinnym keczem (Amel Maramuth) do Europy. Spotkaliśmy ich wcześniej przelotnie na Lime Cay na Jamajce,  w czasie odwiedzin Jacka Rajcha.
Przesympatyczna rodzina! Możecie śledzić ich losy na stronie www.maara.ch

Przy kei, do której zacumowaliśmy, stały jeszcze dwa inne jachty.  Jeden to 40-stopowy francuski jacht „Datura” (Jeanneau) z Fredem i Severine na pokładzie. 

s/y Datura z YouYou w tle
Fred pracował przez siedem lat w marinach na południu Francji, po czym kupił jacht i wraz z ukochaną ruszyli w świat. Zwiedzali kraje nad Morzem Śródziemnym, przekroczyli Atlantyk i odwiedzili wszystkie wyspy na Karaibach. W sumie zajęło im to pięć lat. Zatrzymali się w Santiago de Cuba po miesiącach spędzonych w najbardziej odludnych rejonach południowego wybrzeża Kuby. Fred i Severine są właśnie w drodze powrotnej do Europy, gdzie zamierzają zrobić przerwę i pozarabiać na następne podróże. Wracają jachtem, gdyż podobnie jak w naszym przypadku to jest ich dom i na jachcie będą żyć podczas pobytu w Europie. Spędziliśmy razem przemiły wieczór, pełen ciekawych opowieści. 
Fred i Severine

Chłonęliśmy wszystkie wskazówki o poruszaniu się po Kubie,  dostaliśmy też kilka praktycznych trików jak, na czym i gdzie można przyoszczędzić. Nazajutrz ruszyli w rejs do Europy, może się jeszcze gdzieś spotkamy…

Po dosłownie kilku godzinach w ich miejsce przypłynął następny jacht pod francuską banderą, tym razem na pokładzie znajdowało się troje młodych żeglarzy – kapitan Lô, jego dziewczyna Pauline i jachtostopowiczka Gabrilelle, znaleźli ją w Internecie, dzięki Couch Surfing, który teraz oferuje także opcje „Wolna Koja” (!).  Lô ma bardzo ciekawy sposób na życie, otóż kilka lat temu połączyli wspólnie z siedmioma kolegami swe siły oraz finanse i założyli klub muzyczny w Paryżu. Okazało się że całkiem nieźle im poszło, klub szybko stał się popularny i dziś codziennie odbywają się tam po dwa koncerty. Sukces z klubem pociągnął kolegów dalej i kolejno założyli trzy inne bary – kawiarenki. Teraz, po pięciu latach to wszystko się kręci a nasz kolega wziął kredyt na jacht (32-stopowy Westerly), rok wolnego w pracy i ruszył ku nowej przygodzie. Właśnie teraz, po roku włóczęgi, są w drodze do Nowego Jorku, gdzie zostawią jacht i wrócą do Francji, zarabiać na dalszą podróż. Tymczasem zostawili bezpiecznie swój s/y Popylo tutaj, w marinie i pojechali autokarem zwiedzać Hawanę na kilka dni (ich blog: http://polinelo.uniterre.com/). 

s/y Popylo i s/y YouYou 

Kolejnym jachtem „po sąsiedzku” okazał się czterdziesto-kilku stopowiec pod szwedzką banderą. Załogę stanowi sześciu młodych przyjaciół, którzy na spółkę kupili to piękne cacko i teraz razem cieszą się wspaniałą na nim żeglugą. Choć Szwedzi  dobrze mówią po angielsku, nie mieliśmy z nimi bliższych kontaktów poza kurtuazyjnymi pozdrowieniami na kei.

Rotacja młodych żeglarzy trwa. Jak tylko Lô, Pauline i Gabrielle zniknęli nam z pola widzenia, do mariny wpłynął piękny klasyczny jachcik, 32-stopowy Pearson „Celtic Sun”  pod dowództwem Tadgh-a, 31-letniego Irlandczyka. 
s/y Celtic Sun

„Tiger” - jak go od razu ochrzciłem - właśnie zaczął swoją pierwszą żeglarską przygodę! Rok temu przybył na Bahamy, wkrótce  potem znalazł tam pracę i w między czasie za śmieszne pieniądze stał się właścicielem pięknego, dzielnego jachtu, który czekał tam prawie zapomniany i przez nikogo nie chciany…  Tiger włożył w niego trochę pracy, między innymi przy pomocy dwóch innych jachtów (ich maszty posłużyły jako ramiona dźwigu) zdemontował i postawił ponownie maszt po dokonaniu niezbędnych napraw na pokładzie.
Tadgh właśnie wpłynął do mariny Marlin na Kubie, trzy dni temu ruszył w swój pierwszy w życiu samodzielny rejs morski! W pojedynkę! Bez doświadczenia! Santiago de Cuba było pierwszym odwiedzonym portem a my – jak mówi - pierwszymi żeglarzami, których tu spotkał. Błyskawicznie zaprzyjaźniliśmy się i postanowiliśmy razem spędzić trochę więcej czasu. 

Kapitanowie

Kolejnym i już ostatnim „młodym akcentem” był jachtostopowicz z Danii, który na pokładzie jachtu „Magic Flute” przybył tu z Panamy. W zasadzie to zamierzał płynąć na Pacyfik, ale kapitan, z którym umawiał się przez Internet, w kontaktach bezpośrednich okazał się być nieznośny i nasz młody znajomy przesiadł się na inny jacht, który przez Jamajkę zabrał go tutaj. Dalej w planach mają Bahamy i przeskok przez Atlantyk do Europy Północnej, na Bałtyk. Magic Flute ma zawinąć także do polskich portów więc jest szansa że się spotkacie ;)

Sam nie wiem czy to przypadek (bo w takie z Patrycją nie wierzymy) czy miejsce szczególne i czas,  a może to nowa fala nadchodzi? Fala młodych armatorów. Na niewielkich jachtach, stosunkowo niedrogich w zakupie i utrzymaniu i łatwych do „ogarnięcia”. Fala ludzi zmęczonych monotonią i szalonym tempem codziennego życia, nieustanną pogonią za pieniądzem i sztucznymi plastikowymi ideałami i niszczącymi schematami. Fala ludzi marzących ale też na tyle odważnych i zdeterminowanych, by swe marzenia zrealizować, bo przecież tylko jedno życie jest nam dane i to od nas zależy jak chcemy przez nie przejść, ile z niego wyciągnąć dla siebie, jednocześnie dając siebie innym.

Brak komentarzy:

Patronaty...